To, co wspólne

Wywiad z Julią Sikorską

  26.12.2020   admin


To, co wspólne


O uczuciach zwierząt, zwierzęcej moralności i człowieczym szowinizmie gatunkowym – z mgr Julią Sikorską z Katedry Psychologii Poznawczej i Porównawczej UMK rozmawia Ewa Walusiak-Bednarek z Głosu Uczelni.


Wkrótce Święta Bożego Narodzenia. To dla wielu z nas czas szczególny. Przez wieki wierzyliśmy, a dzieci pewnie i teraz wierzą, że o północy w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem. Choć geneza tego podania nie jest do końca jasna, to można w nim widzieć ślad ludowego przekonania, że święta są czasem swoistego zawieszenia wszechświata i jego powrotu do rajskiego prapoczątku, gdzie wszystkie stworzenia były Jednią...

– Dawni Słowianie byli przekonani, że zwierzęta mają duszę. Dzięki temu odnosili się do nich z szacunkiem. W ciągu roku spożywali niewiele mięsa. Przygotowywali je tylko na uczty z okazji świąt i innych ważnych uroczystości.Dzisiaj podanie o tym, że w Wigilię zwierzęta mogą przemówić ludzkim głosem to tylko ładna opowieść wspominana w niektórych domach. Nie chcemy być Jednią. Dokonujemy podziału na ludzi i zwierzęta. Traktujemy inne gatunki jakby były gorsze. Jesteśmy przekonani, że ich życie jest mniej warte. A przecież sami jesteśmy zwierzętami. Zapominamy lub nie chcemy pamiętać, że stanowimy tylko jeden z elementów królestwa zwierząt, a nasz gatunek jest jednym z wielu milionów innych gatunków; szacowana liczba, podawana przez różne źródła, waha się między 15 milionami a... 1 trylionem gatunków, choć dopiero 2 miliony zostały zidentyfikowane i opisane naukowo.

Oczywiście człowiek jest pod pewnymi względami wyjątkowy, ale właśnie dlatego powinien dbać o inne zwierzęta – ma taką możliwość. Amerykański psycholog Hal Herzog w książce

Some we love, some we hate, some we eat: Why it’s so hard to think straight about animals z roku 2010 napisał, że lubi analizować relacje ludzi z innymi zwierzętami, ponieważ relacje te dużo mówią o tym, kim jesteśmy.

Jeśli chodzi o wrażliwość dzieci na los zwierząt, to mam smutne obserwacje. Jakiś czas temu uratowałam gołębicę, nad którą znęcały się kilkuletnie dzieci. Nie mogła odlecieć, ponieważ miała złamane skrzydło. Siedziała przy murze, na ogrodzonym osiedlu. Nagle przybiegło dwóch chłopców i zaczęło kopać nią o mur. Na szczęście w porę udało mi się dostać na teren osiedla i zabrać ptaka. Teraz dochodzi do siebie... Inni dorośli widzieli zajście, ale nikt nie reagował. Do tej pory bardzo to przeżywam. Dzieci bywają okrutne i do takich sytuacji dochodzi, niestety, stosunkowo często. A przecież gołąb jest symbolem zstępującego Ducha Świętego. W Ewangelii św. Mateusza czytamy, że Jezus powiedział do apostołów: „Bądźcie więc (...) nieskazitelni jak gołębie”. I to tyle podania podaniami, symbole symbolami, ewangelie ewangeliami, a to,

jak myślimy o innych zwierzętach i co robimy im na co dzień, przeraża.

Wszyscy jesteśmy szowinistami gatunkowymi – sięgając po określone produkty w sklepie, „posiadając” psa lub kota, mówiąc o kimś, że jest uparty jak osioł lub złośliwy jak małpa. Zresztą język to znakomity temat do badań naszych uprzedzeń wobec innych zwierząt. Dla mnie zdanie: „Przez wieki wierzyliśmy, a dzieci pewnie i teraz wierzą, że o północy w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem” jest z założenia błędne i szowinistyczne gatunkowo, ponieważ znam takie zwierzęta – to Homo sapiens.

Poza tym, gdyby zwierzęta przemówiły naszym językiem w Wigilię, nie usłyszelibyśmy nic przyjemnego… Przecież wcześniej jedliśmy potrawy składające się z mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego.

Dopóki więc będziemy dokonywali podziału na „my” i „one”, nie może być mowy o jedności.

– Można ludzkość próbować usprawiedliwić. Tylko my mówimy. To język sankcjonuje granicę pomiędzy nami (ludźmi) a nienami (wszystkim innym). Skoro zwierzę nie mówi, co czuje, to człowiek założył, że nie czuje w ogóle. Nie mieliśmy wcześniej dostępu do wiedzy na temat myśli czy odczuć zwierząt. Teraz jednak – poprzez dynamiczny rozwój etologii – mamy.

– „Różnica pomiędzy umysłem człowieka i wyższych zwierząt, jakkolwiek wielka, jest z pewnością różnicą stopnia, a nie rodzaju” – te słowa zostały napisane w... 1871 roku. Ich autorem jest oczywiście Karol Darwin. Mimo to jeszcze wiele czasu musiało upłynąć, zanim doszliśmy do tego, jak możemy badać umysły innych zwierząt. Naukowcy zbyt ostrożnie i sceptycznie podchodzili do tego tematu. To dlatego, że prawdziwe wyzwanie nie tkwi w podmiotach takich badań, lecz w nas samych – badaczach. Zanim zadamy pytanie o to, czy inne zwierzęta mają na przykład uczucia, musimy pokonać swój wewnętrzny opór przed rozważaniem tej ewentualności. Nietrudno w tym wypadku o efekt Pigmaliona, czyli projektowanie badań porównujących Homo sapiens z innymi gatunkami w taki sposób, że faworyzowany jest w nich ten pierwszy gatunek. Mamy tendencję do porównywania inteligencji zwierzęcej z ludzką, traktujemy przy tym siebie jako punkt odniesienia. To zły sposób. Jeśli już porównywać, to różne odmiany inteligencji zwierzęcej, z których jedna jest właściwa nam, ludziom. Kiedyś błędnie uważano, że słonie nie używają narzędzi. Wynikało to z oczekiwań, że powinny one korzystać z trąby. Kiedy amerykańscy badacze,

prowadząc badania w ogrodzie zoologicznym, zawiesili owoce na tyle wysoko, że znalazły się one ponad zasięgiem słonia i zostawili mu do dyspozycji bambusowe kije oraz odpowiednio wzmocnione pudło, okazało się, że zwierzę nie sięgnęło trąbą po kije, lecz kopiąc, przesunęło pudło w miejsce, z którego mogło bez problemu podjąć owoce. Po chwili słoń stanął na sześcianie i dopiero wtedy sięgnął trąbą po nagrodę.

Jeśli mówimy o emocjonalnym życiu zwierząt innych niż ludzie, to dzisiaj naukowcy nie zastanawiają się nad tym, czy mają one uczucia i emocje, bo już znamy odpowiedź na to pytanie i jest ona twierdząca, ale jaka linia (jeśli w ogóle) oddziela to, jak ludzie postrzegają świat przez pryzmat emocji od tego, jak robią to inne zwierzęta. Oczywiście nie możemy wiedzieć na pewno, co czuje osobnik innego gatunku (tak jak nie możemy wiedzieć na pewno, co czuje inny człowiek), możemy jednak obserwować zmiany w zachowaniu i fizjologii i na tej podstawie o nich wnioskować. Dowody istnienia emocji u innych gatunków często pochodzą z badań interdyscyplinarnych, na przykład z połączenia metod stosowanych w etologii, psychologii i neuronaukach.

Co do uczuć, na przykład miłości, to sceptycy mogą twierdzić, że inne gatunki nie są do niej zdolne, sprowadzając wszystko do reprodukcji. Jeśli nawet chcemy uważać ludzką miłość za wyjątkową, to musimy zdawać sobie sprawę, że mechanizmy neuronalne odpowiedzialne za tworzenie więzi u innych gatunków są zaskakująco podobne do naszych... Zakochani ludzie mają wyższy poziom oksytocyny we krwi w porównaniu z osobami niebędącymi w relacji romantycznej. Uwalnianie oksytocyny jest związane nie tylko z porodem i wydzielaniem mleka, ale też z innymi zjawiskami podobnymi do zachowań seksualnych, a także z reakcjami stresowymi. Hormon ten „chroni” nas przed niewiernością. Kiedy żonatym mężczyznom podano oksytocynę, czuli się niekomfortowo w obecności atrakcyjnych kobiet i zachowywali wobec nich dystans. Badacze dwóch gatunków norników zaobserwowali, że nornik łąkowy prowadzi tryb życia, który, antropomorfizując, nazwalibyśmy rozwiązłym. Z kolei nornik preriowy, zamieszkujący stan Illinois, jest monogamiczny – łączy się w pary na całe życie, a partnerzy wspólnie opiekują się młodymi (u norników preriowych występujących w innych rejonach Stanów nie zaobserwowano tak silnej monogamii). W badaniu wykazano, że poziom oksytocyny w mózgach osobników tego drugiego gatunku był znacznie wyższy, co ma związek z silnym pozytywnym przywiązaniem do partnera. Co więcej, u osobników, które straciły partnera, stwierdzono zmiany chemiczne w mózgu, obserwowane w przypadku stresu i depresji. Zwierzęta te nie reagowały już na zagrożenie, tak jakby było im obojętne, czy przeżyją czy nie.

Reakcje behawioralne charakterystyczne dla emocji wstydu – spuszczenie wzroku czy głowy oraz chowanie twarzy – możemy zaobserwować u innych naczelnych. Małpy mają też poczucie (nie)sprawiedliwości. Zapewne wiele osób widziało w Internecie nagranie z badania kapucynek, przeprowadzonego przez naukowców z Emory University, na którym małpa reaguje, prawdopodobnie złością, kiedy za wykonanie zadania dostaje ogórka, a jej sąsiadka – winogrono. Podobne obserwacje, z tym że psów, poczynili austriaccy naukowcy. Na potrzeby badania dwa psy nauczono podawania łapy bez wzmocnienia w postaci nagrody. Oba osobniki wykonywały to zadanie jednakowo chętnie. Jednak kiedy tylko jeden z nich otrzymał kawałek chleba, drugi nie chciał już więcej podawać łapy.

Wiemy na przykład, że zdolność do dostrzegania i odczuwania stanów emocjonalnych innych, czyli empatia, nie jest unikalnie ludzką właściwością. W 2006 roku kanadyjscy badacze odkryli, że nie tylko naczelne, ale i gryzonie, a konkretnie myszy – są zdolne do empatii. Myszy doznawały stresu, kiedy widziały, jak ich współlokator z klatki doświadczał bólu. Zdolność ta wyewoluowała u ssaków, które żyją w złożonych grupach społecznych. Oprócz naczelnych i gryzoni empatię potrafią okazać również słonie czy walenie. Empatia jest, prawdopodobnie, jednym z najbardziej elementarnych zachowań prospołecznych, które wy-ewoluowały z więzi matka – niemowlę/młode.

– Macierzyństwo uznaje się za najsilniejszą relację łączącą ludzi. W świecie zwierząt modele macierzyństwa (i tacierzyństwa) są bardzo zróżnicowane...

– Owszem. Modele opieki rodzicielskiej u innych gatunków są zróżnicowane i fascynujące. Niezwykle ciekawe przykłady możemy znaleźć u... bezkręgowców. Myśląc o zwierzętach innych niż ludzie, przeważnie myślimy o ssakach, czyli kręgowcach, tym bardziej, jeśli chodzi o macierzyństwo czy tacierzyństwo. Tym-czasem kręgowce stanowią zaledwie 3% wszystkich gatunków na Ziemi, 97% gatunków to bezkręgowce, a sposób, w jaki te drugie opiekują się potomstwem, jest bardzo zróżnicowany i zachwycający. Strategia rodzicielska bezkręgowców często sprowadza się do wydania na świat jak największej liczby potomstwa, które będzie miało szanse na przeżycie. W związku

z tym, że czas i energia osobników są ograniczone, niektóre gatunki przedkładają liczbę potomstwa nad opiekę, podczas gdy inne postępują odwrotnie. Różnorodność typów opieki nad młodymi sprawia, że trudno wyjaśnić ewolucję tych zachowań. Wiemy jednak, że ważnym czynnikiem kształtującym sposób opieki rodzicielskiej u bezkręgowców jest środowisko, w którym dorosłe osobniki sprawują opiekę nad młodymi. Po pierwsze opieka rodzicielska przydaje się u gatunków żyjących w trudnych warunkach, np. na pustyni – bez pomocy rodziców jaja lub młode nie miałyby szans przetrwania. Po drugie – gdy pożywienie jest dostępne jedynie przez krótki czas, istnieje duża konkurencja. W takim wypadku potomstwo potrzebuje pomocy rodziców, aby uzyskać wystarczającą ilość pokarmu. Wreszcie rodzice muszą chronić potomstwo przed drapieżnikami. Innym ważnym czynnikiem jest liczba potomstwa, które przeżyje, kiedy rodzice będą przy młodych versus kiedy ich przy nich nie będzie. Jeśli rodzice tylko jeden raz w życiu wydają na świat potomstwo, to największy sens ma pozostanie przy młodych do osiągnięcia przez nie dorosłości. Rodzice są również bardziej skłonni do opieki, jeśli poświęcili dużo czasu i energii, na przykład pilnując jaj przez kilka tygodni lub gdy jednorazowo lęg jest liczny. Jest inaczej, jeśli rodzice mogą mieć wiele lęgów. Wtedy lepszą strategią będzie wykorzystanie zasobów na wydanie dużej liczby potomstwa, bez sprawowania opieki.

Wśród zwierząt bezkręgowych możemy znaleźć dużo ciekawych przykładów opieki rodzicielskiej. Skrajnym przykładem poświęcenia się matki są samice pająków z rodziny posoczkowatych. Najpierw matki karmią młode płynnym pokarmem zwracanym z żołądka, a następnie pozwalają im zjeść się żywcem... Młode opuszczają gniazdo dopiero wtedy, kiedy wszystkie części matki zostaną zjedzone. Oczywiście takie zachowanie może wydawać się nam drastyczne, jednak dzięki temu młode znacznie szybciej rosną, mają dużo większą szansę na przeżycie i nabywają umiejętności polowania. Z kolei samce pluskwiaka noszą na grzbiecie nawet 100 jaj, dopóki nie wyklują się z nich młode. Dzięki temu kontrolują, czy jaja mają wystarczającą ilość tlenu i prawidłowo się rozwijają, czyszczą je za pomocą tylnych odnóży, a jednocześnie chronią przed drapieżnikami. Co ciekawe nie tylko ssaki produkują mleko, by wykarmić swoje młode. Samice muchy tse-tse jednorazowo wydają na świat tylko jedną larwę. Przed opuszczeniem organizmu matki larwa, pozostając w macicy, żywi się mleczkiem, specjalnie produkowanym przez organizm matki.

U pająków z rodziny skakunowatych matka również wytwarza płyn podobny do mleka, którym żywi się jej potomstwo. Niektóre gatunki ośmiornic latami mogą strzec swoich jaj przez drapieżnikami. Latami, bo tyle czasu może upłynąć, zanim młode się wylęgną. Przez cały ten okres samica nie może opuścić gniazda, więc nie wyrusza na polowanie, nie je.

O przykładach pełnej poświęcenia opieki rodzicielskiej u kręgowców można by mówić i mówić. Samice pingwina cesarskiego składają jedno jajo w sezonie i wysiadują je w maju i czerwcu. Następnie pokonują nawet 120 kilometrów, by dotrzeć do morza. Tam czeka je kolejne niełatwe zadanie – muszą zdobyć wystarczająco dużo ryb, by odbudować zapasy energii, zgromadzić zapasy tłuszczu i pożywienie dla młodych. Podczas ich nieobecności wysiadywaniem jaj, nawet przez wiele tygodni, zajmuje się samiec, a warunki pogodowe nie rozpieszczają – temperatura powietrza może wynosić do -40°C. Co ciekawe, samce w tym okresie poszczą, tracąc do 40% masy ciała, a po wykluciu się piskląt karmią je mleczkiem wytwarzanym przez gruczoł znajdujący się w przełyku.

Wiele gatunków koników morskich jest monogamicznych i łączy się w pary na całe życie. Ich rytuał godowy przypomina taniec – dorosłe osobniki pływają bardzo blisko siebie, splecione ogonami, a samica składa jaja do torby samca za pomocą pokładełka. Następnie samiec zapładnia jaja i je inkubuje. Trwa to dwa, trzy tygodnie. Kiedy samiec dostaje skurczów mięśni, wydaje na świat potomstwo. Jednak na tym jego tacierzyństwo się kończy. Wiele młodych ginie w wyniku ataku drapieżników i gwałtownych prądów morskich. Śmiertelność młodych jest bardzo wysoka, co może wyjaśniać, dlaczego samice składają nawet 1500 jaj.

Zdecydowanie bliższy nam model opieki rodzicielskiej prezentują orangutany. U tego gatunku obserwujemy jedną z najsilniejszych więzi między matką i młodym. Oranguciątko przynajmniej przez pierwsze dwa lata życia nie schodzi z grzbietu matki – jest przez nią transportowane i karmione. Samica opiekuje się młodym przez około osiem lat i przez cały ten okres karmi go piersią, uczy, jak zdobywać pożywienie i budować gniazdo do spania. Jeszcze wiele lat po osiągnięciu samodzielności młode samice często odwiedzają matki. Niestety zwierzęta te są krytycznie zagrożone wyginięciem z powodu karczowania lasów pod uprawy palmy oleistej. Niektóre giną, inne są zabijane na mięso, a jeszcze inne trafiają do niewoli i są wykorzystywane do pracy w branży turystycznej lub – w przypadku samic – seksualnie, w domach publicznych nie tylko w Azji, ale też w Europie... Niby sporo się o tym mówi, ale trzeba to powtarzać przy każdej okazji: zwracajmy uwagę na skład produktów i nie kupujmy tych z olejem palmowym. Niestety można go znaleźć w wielu „niewinnych” produktach – od wyrobów piekarniczych i cukierniczych, płatków śniadaniowych, kasz dla dzieci, przez słone przekąski, kostki rosołowe, gotowe dania mrożone, słodycze (w tym lody) – po kosmetyki.

Wracając do tematu rodzicielstwa, trzeba zaznaczyć, że opieka nad młodymi jest tym, co pozwala rozkwitać empatii. Mówiąc ściślej, proces tworzenia więzi między matką i niemowlęciem ułatwia rozwój określonych struktur mózgowych, leżących u podstaw normalnych zachowań społecznych, do których należy, między innymi, empatia. Wiemy, że u ludzi przerwanie procesu tworzenia się więzi może skutkować osłabieniem zdolności do odczuwania empatii i nasileniem skłonności do przemocy. U młodych słoni, które jako słoniątka były świadkami zabicia ich rodziców przez kłusowników, zaobserwowano objawy podobne do zespołu stresu pourazowego, występującego u ludzi. Zresztą dowody świadczące o empatii u słoni to osobny temat. Znamy historię słonicy, która doznała urazu tylnej łapy. Członkowie grupy nie tylko dotrzymywali jej kroku, ale też ją karmili. Inna słonica padła ofiarą wnyków zastawionych przez kłusowników i w wyniku tego zdarzenia straciła trąbę. Jedynym pokarmem, który mogła zdobyć, były trzciny. Słonie z jej grupy dostosowały się do niej, zmieniając swoją dietę – od tej pory same zaczęły jeść trzcinę i karmiły nią okaleczoną towarzyszkę. Ogólnie rzecz ujmując, w ostatnim czasie mamy do czynienia z nagromadzeniem dowodów naukowych wskazujących, że inne zwierzęta mają zdolność do odczuwania empatii. Z całą pewnością empatia nie jest ograniczona do naszego gatunku. Jest to bardzo stara zdolność, prawdopodobnie wspólna dla wszystkich ssaków. Mówiąc o empatii, mam na myśli nie pojedynczy akt behawioralny, lecz całą klasę wzorców zachowania, występującą u różnych gatunków w różnym stopniu złożoności – od prostych, fizjologicznych jej przejawów, jak mimikra lub zarażenie emocjonalne, przez ukierunkowaną pomoc i empatię emocjonalną, następnie empatię poznawczą, aż po zdolność do przyjęcia perspektywy innego przy pomocy wyobraźni. Ta ostatnia być może występuje tylko u ludzi.

– Zwierzęta myślą, czują, pomagają sobie w trudnych sytuacjach. Czy wyniki badań pozwalają obecnie na uznanie, że zwierzęta, tak jak my, mają określone wzorce zachowań akceptowalnych/nieakceptowalnych przez grupę? Że zwierzęta mają moralność?

– Dziś już tak. Jeszcze 10 lat temu dyskusje o moralności innych zwierząt wywoływały uśmiech, ale obecnie sceptycy muszą złożyć broń. Oczywiście to, czy konkretni naukowcy zaakceptują ideę moralności u innych gatunków czy też nie, będzie zależało od przyjętej definicji. Według Fransa de Waala moralność ma trzy poziomy. Pierwszy poziom obejmuje uczucia moralne. Badacz zalicza do nich empatię, wzajemność, poczucie sprawiedliwości, rozwiązywanie konfliktów i zapłatę za krzywdę. Ten poziom dzielimy z innymi naczelnymi. Drugi poziom odnosi się do presji społecznej nakładanej na członków wspólnoty, by każdy z nich wspierał wspólne cele i przestrzegał zasad społecznych. Tutaj napotykamy pewne problemy. Co prawda możemy mówić o trosce wspólnotowej i normatywnych regułach społecznych u innych naczelnych, ale ludzie rozwinęli te umiejętności w znacznie większym stopniu. Trzeci poziom to osąd i rozumowanie moralne, co jest wyłącznie ludzkie.

Słowu „moralność” przypisuje się wiele znaczeń, warto więc sięgnąć do etymologii i przypomnieć sobie, że „moralność” pochodzi od łacińskiego słowa mores, czyli zwyczaj. Najnowsze badania potwierdzają, że zwierzęta inne niż ludzie mają różne zwyczaje, które moglibyśmy określić jako moralne. Są zdolne do altruizmu, empatii, współczucia, wybaczania czy wzajemności. Mówiąc wprost, inne zwierzęta tworzą systemy moralne i przejawiają moralność w całym spektrum różnych kontekstów społecznych, zaś cechą wspólną tego rodzaju zachowań jest troska o dobrostan innych osobników. Ssaki społeczne mają „kodeksy” obejmujące zachowania pożądane i niepożądane. Szereg aktów moralnych możemy zaobserwować u naczelnych. Większość interakcji społecznych różnych gatunków naczelnych ma charakter partnerski i kooperacyjny, nie konfliktowy czy konkurujący. Przeczy to popularnemu, lecz mającemu niewiele wspólnego z rzeczywistością poglądowi, że inne zwierzęta kierują się wyłącznie instynktami, a wszystkie ich działania sprowadzają się do walki o przetrwanie. Ciekawe świadectwo stanowią badania koczkodanów Diany. Zwierzęta uczono wkładania żetonów w specjalny otwór, w zamian za co otrzymywały jedzenie. Samiec nie miał z tym zadaniem najmniejszego problemu, w przeciwieństwie do samicy. Widząc, że samica nie rozumie, co ma robić, samiec wkładał żeton za nią i pozwalał jej zjadać nagrodę. Zachowania moralne przypisuje się również społecznym mięsożercom,

między innymi wilkom, poza tym słoniom, waleniom i niektórym gatunkom gryzoni, na przykład myszom i szczurom. Te ostatnie przestawały naciskać dźwignię, kiedy widziały, że inny szczur równocześnie rażony był prądem, choć nagrodą za naciskanie dźwigni było pożywienie. Ból towarzyszy powodował jednak tak silne negatywne emocje, że wywoływał awersję i szczury powstrzymywały się od nagradzanej reakcji. Świadectw zwierzęcej moralności mamy więcej. Znana jest historia słoni, które przyszły z pomocą antylopom uwięzionym przez ludzi. Najstarsza słonica odsunęła trąbą zasuwy bramy, dzięki czemu brama otworzyła się i antylopy mogły uciec. Niezwykle ciekawy jest przykład nietoperzy. Zaobserwowano, że samica rudawki gromadnej pokazywała ciężarnej samicy, w jakiej pozycji powinna zawisnąć do porodu (przy porodzie nietoperze zmieniają pozycję na głową w górę, a nogami w dół). Po tej wskazówce ciężarna samica przyjęła właściwą pozycję. Następnie „położna” wylizała okolicę anogenitalną ciężarnej, a już po porodzie lizała młode i pomagała mu kierować się w stronę sutków matki, by mogło pobierać pokarm.

Są jednak zachowania moralne właściwe wyłącznie ludziom. Jest to zdolność do oceniania i przyjmowania intencji oraz zdolność do dokonywania osądów, czy coś jest moralnie zasadne, czyli to, co w propozycji de Waala znalazło się w poziomie trzecim. Nasza kora przedczołowa jest rozwinięta bardziej niż innych gatunków, a właśnie ten obszar mózgu odpowiada za wydawanie sądów i racjonalne myślenie. Ponadto tylko Homo sapiens używa języka do wyrażania kwestii moralnych.

Domyślam się, że wiele osób wciąż niechętnie może odnosić się do idei moralności u zwierząt innych niż ludzie, ponieważ zagraża to ludzkiej wyjątkowości. Proponowałabym, żeby pomyśleć o tym w inny sposób. My jako gatunek i każdy z nas, indywidualnie, jesteśmy wyjątkowi. Wyjątkowe są też inne gatunki i każdy osobnik. Zamiast szukać różnic, skupmy się na podobieństwach i wykorzystaniu naszych zdolności, których nie posiadają inne gatunki, do głębszego zrozumienia umysłów innych zwierząt.

– Dziękuję za rozmowę.

Cały numer głosu uczelni z wywiadem można pobrać tutaj