Choroby psychosomatyczne

Wywiad z prof. Sławomirem Czachowskim w Wysokich Obcasach z 10 maja 2021r.

  18.05.2021   admin


Choroby psychosomatyczne

Wywiad z prof. Czachowskim przeprowadziła Redaktor: Ewa Pągowska. Ukazał się w Wysokich Obcasach w dniu 10.05.br

#

– Podobno często wysyła pan pacjentów do psychologa?

– To prawda. Uważam, że gdyby pacjenci powszechnie korzystali z pomocy psychologa, liczba wizyt lekarskich mogłaby być mniejsza o 30 procent. I tych w ramach podstawowej opieki zdrowotnej i specjalistycznej. Psycholodzy to grupa świetnie przygotowana do udzielania pomocy i przekazywania informacji na temat tego, co się z człowiekiem dzieje. A uzyskanie wiedzy o tym, czym jest stres, co go może wywołać, jaki ma wpływ na nasze zdrowie, kiedy i jak go odczuwamy, to pierwszy krok w leczeniu.

– Często słyszymy, że przewlekły stres obniża odporność, i zwiększa ryzyko rozwoju właściwie wszystkich chorób.

– Niektóre jednak są wyjątkowo silnie z nim skorelowane. Nazywamy je psychosomatycznymi lub czynnościowymi. Stwierdzono, że występują one często u osób, które doświadczają przewlekłego stresu. On też zaostrza objawy. Nie możemy jednak powiedzieć, że te choroby wywołuje, bo dowody na to nie są takie oczywiste. Tu nie ma tak wyraźnej przyczynowo-skutkowej zależności jak pomiędzy bardzo silnym nagłym stresem a tachykardią i zawałem serca. Nie znajdujemy też przyczyny organicznej.

– To znaczy, że nie ma urazu, bakterii czy wirusa, które by te choroby wywołały?

– Dokładnie tak.

– Jakie choroby się do tej grupy zalicza?

– Przede wszystkim zaburzenia odżywiania – anoreksję i bulimię. Silną korelację zaobserwowano też między przewlekłym stresem a chorobami i problemami skórnymi m.in. łuszczycą, egzemami, pokrzywkami, trądzikiem i atopowym zapaleniem skóry. Przyjmowałem pacjentów, u których po traumie nastąpiło łysienie plackowate. Znam przypadki kobiet, które po stracie wysokiego stanowiska miały bardzo znaczne nasilenie dolegliwości – przychodziły z zaczerwienioną skórą jak po poparzeniu i otwartymi ranami. Skorelowane ze stresem są też nadciśnienie tętnicze, choroby tarczycy, astma, dolegliwości i choroby układu pokarmowego jak zespół jelita drażliwego oraz choroby immunologiczne, czyli takie, w których organizm uznaje własne komórki za obce np. toczeń, reumatoidalne zapalenie stawów i choroba Hashimoto. Czasem pacjenci mają też bóle psychogenne, nazywane też czynnościowymi.

– Czym one są?

– Mówimy o nich, gdy trwają co najmniej 6 miesięcy i nie można znaleźć ich organicznej przyczyny. Zwykle nie mają jednej lokalizacji. „Tu ramieniem ból mi wchodzi, tu przechodzi, a tu dołem wychodzi” – tak to mniej więcej opisują pacjenci. I ci ludzie nie kłamią! Oni mają naprawdę poważne objawy i cierpią.

– Nie każdy stres jest jednak szkodliwy. Skąd mamy wiedzieć, kiedy staje się niebezpieczny? Gdzie jest ta granica?

– I to też jest wiedza przekazywana przez psychologów. Oni mogą nauczyć rozpoznawania i oceny natężenia swoich stanów psychicznymi i emocji. Mam wielu pacjentów, którzy na pytanie o to, czy mają dużo stresu w życiu, mówią: „Nieeee, wszystko jest świetnie”. A potem kiedy proszę, żeby opisali swój dzień, okazuje się, że jest pełen bardzo stresujących sytuacji. Oczywiście te same rzeczy są dla różnych osób w różnym stopniu denerwujące, ale często zdarza się tak, że człowiek w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, w jakim napięciu żyje. Obserwuję to zwłaszcza u mężczyzn. Jeśli byśmy ich podłączyli do wariografu to pewnie wielu byłoby zdziwionych tym, że zarejestrowano u nich duże pobudzenie. Mężczyźni też rzadziej niż kobiety przyjmują do wiadomości, że sfera psychiczna oddziałuje na fizyczną. Czasem jeśli chcę pokazać wpływ psychiki na biologię, mierzę pacjentowi ciśnienie, a potem wprowadzam go w stan relaksacji. U 50 proc. osób ciśnienie spada. One są potem trochę bardziej skłonne przyjąć do wiadomości, że można poprzez psychikę wpłynąć na swoje ciało.

– No dobrze, po czym więc poznać, że przeżywamy przewlekły stres?

– Częste objawy, które mogą go sugerować to: obniżenie nastroju, zmęczenie, zaburzenie rytmów np. miesiączkowego czy dobowego i związane z nim problemy ze snem.

– Ale rozumiem, że wpływ psychiki na rozwój tych chorób nie ogranicza się tylko do wpływu stresu?

– Nie. Według jednej z głównych teorii powstawania zaburzeń psychosomatycznych, ryzyko zachorowania jest większe, gdy mamy skłonność do negatywnej interpretacji zjawisk, do tragizowania i myślenia katastroficznego. Nie chodzi o to, żeby myśleć wyłącznie pozytywnie. Gdybyśmy tak robili, już dawno byśmy wyginęli jako gatunek. Są jednak osoby, u których negatywna interpretacja rzeczywistości dominuje. One słysząc, że mają łagodną chorobę, są przekonane, że rozwinie się z niej rak, a słysząc, że mają raka, uważają, że na pewno będą mieć przerzuty itd. Osoby, które mają taki sposób myślenia, częściej cierpią na choroby psychosomatyczne i trudniej im wrócić do zdrowia. U nich też częściej występuje efekt nocebo, który jest przeciwieństwem efektu placebo.

– Czy on polega na tym, że jeśli uważam dany lek za szkodliwy, mający wiele skutków ubocznych, to jest większe prawdopodobieństwo, że rzeczywiście mi zaszkodzi?

– Tak. Jest teoria, która śmierć wudu tłumaczy właśnie efektem nocebo – człowiek jest tak pewny, że wkrótce umrze, bo np. rzucono na niego klątwę i w związku z tym może mieć ze strachu tak silne zaburzenia rytmu serca, że w końcu umiera. W korekcie sposobu postrzegania rzeczywistości też może pomóc psycholog.

– Z chorobą psychosomatyczną powinnam więc iść najpierw do niego czy do lekarza?

– Najlepiej do jednego i drugiego. Dobrze by było, gdyby ci specjaliści ze sobą współpracowali. Ważna jest dobra komunikacja pomiędzy tą trójką: lekarzem, pacjentem i psychologiem. Dzięki temu jeśli pojawią się jakieś dodatkowe niepokojące objawy, można je szybko wyłapać. To ważne, bo w przypadku niektórych chorób organicznych mija dużo czasu zanim się ujawnią i wcześniej można je uznać za dolegliwości psychogenne. Pracując w Amsterdamie, nauczyłem się, że lekarz nie powinien kierować się zasadą: „Wiem wszystko i wszystko potrafię sam wyleczyć”. Dzięki dobrej współpracy między różnymi specjalistami można szybciej zredukować objawy, uzyskać remisję choroby albo zmniejszyć częstość nawrotów bez stosowania agresywnej farmakoterapii. Bo nie mówię przecież, że psycholog ma zastąpić leki. Farmakoterapia często ratuje życie. Co do tego nie ma wątpliwości, ale wiadomo też, że nadużywamy leków. A ja jestem za tym, żeby w pierwszej kolejności starać się wykorzystać własne siły do leczenia.

– Co to znaczy?

– Warto regularnie stosować techniki obniżające poziom stresu np. trening autogenny Schultza. Jest genialny. Ja go stosuję, kiedy mam problem z zaśnięciem i dzięki niemu w 70 proc. przypadków od razu mi się to udaje. Kiedy byłem na stażu w Wielkiej Brytanii lekarze rodzinni nauczyli mnie jeszcze jednej świetnej techniki relaksacyjnej – metody Jacobsona, która polega na napinaniu i rozluźnianiu poszczególnych partii mięśni. Dobry jest też trening uważności. Trochę bardziej zaawansowana, ale wciąż dla każdego dostępna, jest medytacja. Polega na odcięciu się od nadmiaru bodźców i skupieniu na jakimś procesie, najczęściej na wydechu, który powinien być dłuższy niż wdech.

– W medytacji wcale nie chodzi więc o to, żeby o niczym nie myśleć?

– Mózg to miliardy neuronów i biliony połączeń nerwowych. Nie ma możliwości go wyłączyć. Ale możemy do pewnego stopnia kontrolować swoje myśli. Jeśli skupimy się na wydechu, to mniej informacji będzie do nas docierać z innych sieci neuronalnych. W tym nie ma nic paranormalnego, to jest czysta biologia.

– Czym są sieci neuronalne?

– To grupy neuronów współpracujące ze sobą w jednym celu np. przeczytania książki czy zjedzenia posiłku. Spektakularnym przykładem silnej koncentracji organizmu na jakimś zadaniu połączonej z wyłączeniem sieci neuronalnych odpowiedzialnych za inne funkcje, są sytuacje, do których dochodzi czasem na polu walki. Żołnierze, którym wybuch urwał kończynę, potrafią długo biec, nie czując bólu. U nich aktywna jest przede wszystkim sieć neuronalna odpowiedzialna za ratowanie życia. Sieć odpowiedzialna za odczuwanie bólu jako niższa w hierarchii ważności zostaje wyłączona. Inny przykład do obrzędy religijne w Tajlandii. Ich uczestnicy w transie przekłuwają sobie języki i policzki mieczami czy szpikulcami. Widać rany, widać krew, ale nie widać, żeby odczuwali ból.

– To są sytuacje ekstremalne.

– Tak, ale do pewnego stopnia każdy może nauczyć się wpływać na intensywność odczuwania objawów, chociażby odpowiednio przekierowując swoją uwagę. To metoda, która bardzo pomaga osobom cierpiącym na choroby psychosomatyczne.

– Jakie jeszcze sposoby możemy wykorzystać?

– Warto żeby każdy sam szukał tych dobrych dla siebie. Poza metodami o udowodnionej skuteczności, o których wspominałam, są jeszcze takie, które nie zostały potwierdzone naukowo, ale wiele osób twierdzi, że im pomagają.

– Na zasadzie placebo?

– Czasem jest to placebo, ale czasem po prostu nie ma żadnych badań na ich temat. Jedni więc przytulają się do drzew, inni idą na masaż, inni na jogę a jeszcze inni na pielgrzymkę. Jeśli im to pomaga, to najważniejsze. Trzeba jednak wiedzieć, że techniki, które polegają na koncentrowaniu się na własnych myślach i ciele, mogą być szkodliwe dla osób z poważnymi zaburzeniami jak depresja, autyzm czy schizofrenia. Im bardziej polecałbym sport. On zmniejsza poziom stresu, a ostatnio udowodniono, że jeśli jest uprawiany regularnie i ma odpowiednią intensywność, może prowadzić do neurogenezy w mózgu, czyli powstawania nowych neuronów.

– Ma pan pacjentów, których stan zdrowia poprawił się diametralnie właśnie dzięki wizytom u psychologa?

– Mam. Leczyłem osoby, u których po redukcji czynnika stresogennego np. po zmianie pracy, miejsca zamieszkania czy partnera, ustępowały napady astmy. Czasami decyzje życiowe podejmowano dzięki terapii. Najlepiej udowodnioną skuteczność ma terapia poznawczo-behawioralna, ale to nie znaczy, że terapie innych nurtów nie działają. Miałem też pacjentów, którym konsultacje z psychologami lub terapeutą pomogły zmniejszyć objawy zespołu jelita drażliwego i wyciszyć choroby skóry. Znam przypadki, kiedy dzięki dłuższym psychoterapiom osiągnięto dłuższe remisje w łuszczycy. Rewelacyjne efekty zgłaszały pacjentki, które dzięki wprowadzeniu technik relaksacyjnych, przestały cierpieć na niekardiogenne bóle w klatce piersiowej.

– A czy zdarzyło się, że ktoś dzięki interwencjom psychologicznym lub psychoterapeutycznym całkowicie wyleczył się z choroby?

– To się rzadko zdarza. Choroby psychosomatyczne są uznawane za trudne do wyleczenia. Ale można uzyskać tak duże zmniejszenie objawów czy tak długą remisję, że człowiek jest w stanie funkcjonować tak dobrze jakby był całkowicie zdrowy.

Dr hab. n. med. Sławomir Czachowski jest pediatrą i specjalistą medycyny rodzinnej. Kieruje Zakładem Psychologii Klinicznej i Neuropsychologii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Naukowo zajmuje się zagadnieniami z pogranicza psychologii i medycyny.